poniedziałek, 14 lutego 2011

Ruda podbija świat..czyli autostop do Turcji!

W mojej głowie od kilku tygodni panuje niesamowity bałagan... sama nie wiedziałam co ze soba począć. Wizja powrotu do Warszawy, do pracy, uczelni i innych przyziemnych spraw przerażała mnie choć nie chciałam się do tego przyznać. Przecież jestem zawsze taka dzielna!No! Pokochałam Barcelonę i nie chciałam ruszać tyłka z tego pięknego miasta jednak życie czasami się komplikuje i wtedy trzeba kombinować.. :) Miałam wybór, oczywiscie, że miałam wybór i mogłam tam zostać, znalazłam prace, miałam mieszkanie itd. Jednak jakiś niespokojny duch w środku cały czas mnie męczył i dręczył i szeptał coś o Turcji :) więc spakowałam się i pojechałam stopem z Barcelony do Wawy, odwiedziłam rodzinę i przyjaciół (tak, tak..obalilismy kilka grzańców i pysznych hiszpańskich win! Słoń!).. zabrałam plecak (cholerne 23 kilo :/) i ruszyłam autostopem w kierunku Turcji (moja mama twierdzi, ze kiedys dostanie przeze mnie zawału..ale jej nie wierze :). Wszyscy mnie przed tym ostrzegali...bo sama, bo niebezpieczne kraje, bo mnie zgwalcą, zabiją, przerobią na mielonke...itd. Jakie życie byłoby nudne bez odrobiny strachu i niepewności! Zresztą kto da sobie rade jak nie ja?! Tak więc w środę rano 9 lutego 2011 Ruda stała na wylotówce za Krakowem i machała łapką do kierowców :) długo czekać nie musiałam..po pięciu minutach już siedziałam w "dostawczym" i plotkowałam z kierowcą o urokach polskich gór, młodzieży, która wie co to znaczy "żyć" i starych dobrych czasach, kiedy to jeszcze pan kierowca mial zwyczaj łapać stopa w mundurze wojskowym (podobno najlepiej skutkuje wiec na nastepna podroz wkładam mundur!a co!). Dojechałam pod granice w okolice Chyżne. I tu los się do mnie uśmiechną leciutko.. :) złapałam tira jadącego do Serbii w okolice Belgradu. Niestety nie było podwójnej obstawy co oznaczało, ze bede miec nocny postoj "bog wie gdzie" ale co tam... moze przezyje :) zawsze lepiej kimac w tirze niz siedzac na stacji :) Pan Tirowiec (z Serbii) okazał się być bardzo miłym człowiekiem, zatrzymał się bo sam ma córki, które są mniej więcej w moim wieku więc stwierdził, że lepiej jak on mnie zgarnie z drogi zamiast jakiegoś psychopaty :D zdarza się, że ludzie mają dobre serce jednak :) co ciekawe podczas całej podróży rozmawialiśmy używając swoich języków (nie znał ani angielskiego ani hiszpanskiego) wiec..ja paplalam po polsku on po serbsku i jakos sie dogadalismy :) Takze nikt mi nie wmowi teraz, ze jezyki sa przeszkoda w podrozowaniu :P nocny postoj zrobilismy pod Budapesztem (kocham to miasto :) i nastepnego dnia o 4 rano juz bylismy w trasie. To prawda, ze najlepiej jezdzi sie osobowkami - bo szybciej i sprawniej, ale widoki z tira sa duzo lepsze (no i jedzie wolniej wiec mozesz podziwiac wszystko). Dojechałam z nim w okolice Belgradu skad złapałam stopa do miasta, a mianowicie Pana biznesmana :) ktory swietnie mowil po angielsku co znacznie ulatwilo nam prowadzenie "prawdziwej" konwersacji o zyciu :D oczywiscie nasluchalam sie jakie to zycie w Serbii jest ciezkie, jaka to polityka zla, pieniedzy brak i gospodarka lipna :) a myslałam, ze narzekanie na wszystko jak leci to nasza polska cecha :) Mimo wszystko dowiedzialam sie kilku naprawde ciekawych rzeczy, o ktorych nie mialam pojecia no i zaliczylam kawe z P.Biznesmanem na przedmiesciach Belgradu :) no i pojawil sie maly problem bo trasa do Bulgarii leci przez srodek miasta...a ja bylam na jego poczatku. w godzinach szczytu jest cholernie ciezko cos zlapac bo wiekszosc ludzi zwyczajnie jedzie do miasta..nawet na trasie szybkiego ruchu utworzyl sie korek. No i dupa. Poza tym panowie policjanci groza mi palcem z przeciwnej strony jezdni...czulam, ze dlugo tam postac nie moge :)  wiec ruszylam tylek na stacje benzynowa i pytalam kierowcow czy jada poza miasto. Udalo mi sie po jakiejs godzinie znalezc kierowce jadacego dostawczym kilka kilosow poza Belgrad. Wiec wyladowalam na trasie jak juz bylo ciemno...zbyt bezpieczne to nie bylo bo kierowcy jadac praktycznie mnie nie widzieli ale o dziwo po 10 min zlapalam stopa w okolice Nis. Moja radosc jednak nie trwala dlugo poniewaz Pan kierowca okazal sie byc "zbyt" mily. Po 15 min normalnej rozmowy zaczal zbytnio sie przymilac i sypac komplementami wiec juz czulam o co mu chodzi i kazalam sie zatrzymac. Dlugo nie protestowal  na szczescie...ale wysadzil mnie na takim zadupiu...zero stacji, zero ludzi, zadnych domow...tylko gory, lasy, noc i ja....no i samochody na autostradzie. No to co robic...machac! :D no to sobie szlam spacerkiem i machalam :D udalo mi sie dojsc do znaku drogowego...15 km do najblizszej stacji benzynowej...nice! i ja mam kuzwa taszczyc moj jakze "maly" plecaczek te kilka kilosow??? o nie! :D no to lapie stopa w tej czarnej dupie i...uwaga...5 min i siedze w autku jadacym do granicy z Macedonia :D jupi!!! mialam jechac przez Nis w kierunku Sofii...ale co tam..moge i troche pokrazyc po swiecie zanim tam dojade :D tym razem p.Kierowca uparl sie, zebym go polskiego uczyla :D wiec co tam...lecimy z polskimi slowkami. Facet calkiem niezle chwytal i na pozegnanie sypal juz kilkoma zdaniami (ktore zapewne zapomnial po kilku minutach) :) w pierwszej chwili pomyslalam, ze dalej uda mi sie zlapac stopa do Skopje bo koles wysadzil mnie jakies 10 km od granicy z Macedonia wiec do Skopje bylo okolo 50 km. No ale niestety...ruch samochodowy byl tam nikly...srodek nocy, zimno..wiec dotargalam sie na stacje benzynowa z zamiarem siedzenia/kimania z lekka :) dochodze na stacje....a tam 7 facetow daje w pokera, samochodow zero..i mysle sobie no to po kimaniu :) ale chlopaki wczuli sie w sytuacje i juz po chwili gralam z nimi..oni na pieniadze - ja dla rozrywki :) szkoda, ze foty nie strzelilam bo ciekawy byl to widok :) po godzinie grania bylam padnieta..w koncu to byl drugi dzien stopowania.. wlasciciel stacji stwierdzil, ze nie moze na to patrzec..taka dzielna dziewczyna z takim olbrzymim plecakiem sie meczy, srodek nocy itd... no i zaproponowal, zebym spala u niego w Motelu po drugiej stronie ulicy. Ja na to, ze nie trzeba, dam sobie rade, zostane na stacji..ale chlopcy nie dali mi dyskutowac..wzieli moj plecak i przytaszczyli do motelu...ktory byl pusty :) niedosc, ze bylam jedynym gosciem to jeszcze nie chcieli, zebym placila :D i nawet prysznic tam dzialal...choc motel pamietal czasy bylej Jugoslawii i tzw. komuny :) mimo to bylam w siodmym niebie :D pospalam sobie do 6.30 ....raj! :D rano okazlo sie, ze w ciagu dnia wcale wiecej samochodow tamtedy nie jezdzi...que mierda!..no ale nie tracac nadzieii lapalam dalej! No i bach..zatrzymuje sie czarne bmw, w sroku trzech facetow w czernii...wsiadac czy nie wsiadac?? jak to nie? cholera nie bede tam stac caly dzien! no wsiadlam :D ale chlopaki z dobrym sercem nawet pomogli mi wtaszczyc plecak do samochodu. Wracali do domu ze Slowenii...samochod pelen czekolad i redbulli :) stwierdzili, ze lepiej zebym jechala na Sofie a nie na Skopje bo tam predzej zlapie cos do Turcji. No to jade z nimi pod granice z Bulgaria...ale po drodze zatrzymali sie w jakiejs miescinie po drodze i jeden z nich wyszedl i kupil bukiet kwiatow... jedziemy dalej i sie pytam co za kwiaty, czy dla zony moze...a oni na to, ze ich kumpel zginal w wypadku samochodowym dwa dni temu i jada na pogrzeb..no to mnie wcielo i glupio mi sie zrobilo..no bo co na takie cos odpowiedziec? niestety trasa ze Skopje do Sofii to nie autostrada tylko waska gorska droga przez male wioski. Chlopaki zatrzymali samochod..nie za bardzo wiedzialam o co chodzi...dopoki nie zobaczylam wraku ciezarowki i spalonego forda w rowie..dojechalismy na miejsce wypadku...zabrali kwiaty, podeszli ogladac wrak...i plakali jak male dzieci. Chyba jeszcze nie widzialam trzech doroslych facetow tak zalanych lzami. bylo mi naparwde przykro i jednoczesnie bylam pelna podziwu...nie wstydzili sie plakac razem z powodu smierci...przyjazn to naprawde piekna i mocna sprawa. Po czym zawiezli mi za jakas wioske jakies 15 km od granicy i...niespodzianka...zero samochodow, domy w tej wiosce wygladaly jak po wojnie...ale gory byly piekne :) wzbudzialam powszechne zainteresowanie ludnosci lokalnej :) jakis dziedek zapraszal na kawe do "lokalnego baru" :) jak przechodzilam kolo szkoly to dzieci pukaly w szybe i machaly do mnie...moj wielki plecak i rude wlosy robily swoje :D tak sobie spacerowalam w strone granicy jakas godzinke...moze dwie :) i woooow....nadjezdza auto i kolejne woooooow...zatrzymuje sie!w srodku kobieta i mezczyzna...i kolejne woooow...mowia po angielsku! byli przezabawni, przemili i ogolnie pokochalam ich od razu! :) Maja byla niesamowita, nadawalysmy kompletnie na tych samych falach takze cala droga zleciala nam bardzo szybko. Plotkowanie o podrozach, moralnosci, NGOsach, zyciu itd. Jechali na narty i nawet chcieli mnie zabrac ze soba :D Maja pracuje w organizacji NGO w Serbii i stwierdzila, ze kolejna praktyke moge zrobic u nich...wiec czemu nie :) moze moim kolejnym przystankiem bedzie Serbia?? :D dojechalismy do autostrady w kierunku Sofii i niestety musielismy sie rozstac. I tam wlasnie doslownie minute po tym jak wysiadlam z samochodu zlapalam moj ostatni stop na tej trasie... zatrzymuje sie..widze polskie blachy!aaa...jaka niespodzianka :) i okazalo sie ze to Bulgar, ktory od 21 lat mieszka w Polsce w Rzeszowie bo zakochal sie jak byl studentem w pieknej Polce i przeniosl sie do naszego cudownego kraju :) ale jak on wymiatal po polsku! ja go zapytalam czy przypadkiem nie ma jakis korzeni balkanskich tylko dlatego, ze mial typowy bulgarski wyglad :) a on do mnie, ze jest Bulgarem...to ja wielkie oczy i mowie, ze mowi zupelnie jak rodak nasz :D a pozniej w drodze do Sofii poznalam historie studenckiej milosci...zawsze wiedzialam, ze dla milosci granice polityczne, geograficzne itd nie istnieja! i zdania nie zmienie... :P ahhhh milosc...moze narobic balaganu w glowie i w zyciu... no i dojechalam do Sofii wedlug mojej osobistej opinii...najbrzydszej stolicy ever :) (z tych ktore widzialam). Na poczatku mialam lapac stopa dalej...i dojechac do samego Istanbulu...ale moi kochani przyjaciele z Ankary prosili, zebym tego nie robila...no to dobra niech wam bedzie :P tylko jak tu sie cholera dostac do dworca??? no to zaczepilam jakiegos gostka na ulicy. Mlody studencik, pierwszy rok z duzymi ambicjami :) marzy, zeby wyjechac z Sofii i juz nigdy tu nie wracac...no to ja rach ciach i reklamuje moj AIESEC kochany :D ze wymiana, wyjazdy, zagranica, kongresy itd. :) nawet wizytowke mu dalam, zeby sie odezwal jakby jeszcze cos chcial wiedziec :) dotarcie na dworzec zajelo mi jakies dwie godziny...bo miasto sobie wlasnie buduje druga linie metra wiec zadnej komunikacji miejskiej w centrum nie ma...trzeba zapitalac na piechotke :/ no i na dworcu kolejne dwie godziny czekania na autobus do Istanbulu, w miedzy czasie padl mi telefon..no to sie troche porzadzilam tam i odlaczylam automat z kawa zeby ladowac baterie. Nie minelo 15 min i juz byla przy mnie ochrona, ze co ja niby sobie mysle podlaczajac tu moj telefon :D no to ja maslane oczy niczym kot ze Shreka i prosze, zeby mi ten tel naladowali. No i musze przyznac, ze maslane oczy dzialaja bo ten telefon mi naladowali i jeszcze sami mi przyniesli i nawet pan ochroniarz na koniec moj plecak do autobusu pomogl mi niesc :D dzieki Shrek! Autobusik pierwsza klasa...telewizja, muzyka, kawa...oczywiscie wszystko tureckie :P no i oprocz mnie 40 innych osob..tez tureckich :P na granicy oczywiscie mialam mala wojne ze straza...bo chcialam wize na 90 dni tak jak ostatnim razem...a oni, ze dla Polski to oni maja teraz wizy tylko na 30 dni...to ja mowie, ze ja musze na 90 dni bo bede tu min 2 miesiace...no a oni swoje...wiec bede musiala sobie na weekend do Grecji skoczyc i wrocic zeby dostac kolejna wize...ehhh te przepisy. No to sie zestresowalam i poszlam spac przy tradycyjnych tureckich rytmach! no i przespalam Istanbul...:) ehhhh ruda... no i na jakims zadupiu z lekka sie znalazlam...dookola ciemna noc, na dworcu same dziwne typy...ale zagadalam z panem z obslugi no i on zagadal z kierowca autobusu. ktory jechal do Istanbulu i zgarneli mnie bez biletu :) na miejscu od okolo 3 godzin czekal na mnie C. :) oj biedny...on to sie ze mna ma w tym Istanbule :) ale dzielny chlopak z niego!da sobie rade z Ruda! :) no i potem to juz tylko podziwialam maisto noca i marzylam o łożku... sobota 5 rano witaja mnie tu nawolywaniem do porannej modlitwy.. jak milo :) 12.02.2011r. Welcome Istanbul...i dobranoc w tym samym czasie :) juz nie moge sie doczekac dnia!

moja trasa :)

1 komentarz:

  1. Bejbe, Ty tam na praktyke @ pojechałaś czy jak?

    A co do visarun'a do Grecji - nie ma chyba co narzekać, nie? :)

    OdpowiedzUsuń